27 kwietnia 2009 roku po prawie półrocznych przygotowaniach w samo południe spod harcówki w trzynastoosobowym składem  wyruszyliśmy naszymi  dwoma  Defenderami 110 na podbój Rumunii.   Przez Słowację i Węgry dotarliśmy do malowniczego regionu Maramuresz. W czasie 7 dni wyprawy zrobiliśmy ponad  3000 km z czego prawie 1000 po rumuńskich bezdrożach.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Początek wędrówki  wiódł przez Satu Mare do Sygietu Marmaroskiego.  Kilkanaście kilometrów za Sygietem, trafiliśmy do chyba najbardziej znanej wioski w malowniczym regionie Maramuresz-Sapanty. Wioska znana jest z "Wesołego Cmentarza" z kolorowymi drewnianymi nagrobkami i barwnie malowanymi krzyżami. To chyba najsłynniejsza miejscowość Maramuresz i  jedno z najdziwniejszych miejsc na świecie.  Cimitirul Vesel,  jest obowiązkowym punktem zwiedzania Maramureszu. Wesoły cmentarz z rzeźbionymi i malowanymi krzyżami zwieńczonymi  dwuspadowymi  daszkami o ozdobnych listwach i widniejące na nagrobkach scenami to prawdziwy raj dla miłośników sztuki naiwnej. Poniżej rzeźbionych przedstawień znajdują się wycięte w drewnie epitafia relacjonujące z dużym poczuciem humoru życie zmarłego, przybliżające jego charakter, zainteresowania  czy też okoliczności jego śmierci.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Następnie udaliśmy się  doliną Izy do Vadu Izei, miasta,  które słynie z najpiękniej rzeźbionych drewnianych bram . W dolinie  Izy jest niezwykle dużo wiosek posiadających zabytkowe, przepiękne drewniane cerkwie. Wiele z nich wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Tam też zwiedziliśmy największy kompleks drewnianych monastyrów – Barsana z główna świątynia, której wieża o wysokości 56 m sprawiła że jest ona uznawana za  najwyższą drewnianą budowlą w Europie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po noclegu spędzonym na polanie górskiej w wiosce Salistea de Sus, dojechalismy do Borsy , najdłuższego  miasta  w Rumunii,  położonego wzdłuż ponad 25 km drogi.  Z  Borsy, mieliśmy okazję wjechać na góre Pietrosul (2303m.n.p.m.) , najwyższy szczyt Gór Rodniańskich , gdzie zmagaliśmy się z błotem, które prawie pochłonęło jeden z samochodów.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Najpiękniejsze chwile przeżyliśmy podczas noclegów na Przełęczy Prislop (1416 m)  położonej tylko 15 kilometrów od dawnych granic I i II Rzeczypospolitej. Przełęcz jest granicą Maramuresz i  Bukowiny. Trasa dojazdu na Przysłup prowadzi przez ponad dwudziesto  kilometrowe serpentyny. Na Przełęczy spędziliśmy dwie noce pod namiotami,  z których roztaczały się wspaniałe widoki  na panoramę Alp Rodniańskich i Marmaroszu.  Tu ze względu na zaśnieżone i zabłocone tereny i  drogi nie wyszedł planowany wjazd samochodami na wysokość 1800 m. Wędrówka na szczyt Cearcanul ze względu na leżący śnieg, też skończyła się na zaroślach niedaleko szczytu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Kolejnym etapem była kraina zwana Ruską Polaną (Poiente de Sub Munte), gdzie niesamowite  wrażenia zrobiły  na nas zniszczenia dokonane jesienią 2008 roku, kiedy to wezbrane potoki zmiotły dosłownie kilkadziesiąt domów, kilka mostów i drogi. Dojazd do źródeł, gdzie był zaplanowany nocleg możliwy był tylko dzięki naszym niezawodnym samochodom terenowym i umiejętnościom kierowców,  bo droga często wiodła stromymi skarpami, a czasami dnem wezbranego strumienia. Nocleg rozłożyliśmy na ruinach schroniska, po których oprócz kamieniu i kilku rozwalonych szop wykorzystywanych niegdyś przez pracowników leśnych praktycznie nic nie zostało.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Na zakończenie naszej wyprawy zwiedziliśmy miejscowość Baja Mare, gdzie można powiedzieć wieki temu bo w 1988 roku,  była na obozie nasza drużyna. W Baja Mare udało nam się znaleźć pomnik cmentarz żołnierzy radzieckich,  gdzie za czasów komunistycznych obowiązkowo obfotografowywały się wszystkie wycieczki. Co ciekawe obiekt był bardzo zadbany i utrzymany w czystości. Tu też odnaleźliśmy ślad nowych czasów czyli restauracje McDonalds, gdzie oddaliśmy się obżarstwu i „porcelanie”.

 

 

 

 

 

 

 

Podczas wyjazdu bardzo duże wrażenie na nas zrobiła bardzo życzliwa miejscowa ludność zamieszkująca tereny, które odwiedziliśmy, a chodząca na co dzień w tradycyjnych strojach i używająca tradycyjnych narzędzi rolniczych. Trudno się oprzeć wrażeniu, że tu czas zatrzymał się w miejscu bardzo dawno temu.